Ciepły plusz – tymi dwoma słowami mogę określić uczucie jakie towarzyszyło mi w trakcie wczorajszego koncertu Lizz Wright w Pradze Centrum. Artystka nie zawiodła i wraz ze swoim zespołem przeniosła publiczność do swojego świata.
Spis treści
Kim jest Lizz Wright?
Lizz Wright to amerykańska piosenkarka i kompozytorka tworząca muzykę jazzowo-soulową okraszoną bluesem i folkiem. Podobno najlepsza muzyka wywodzi się albo z więzienia, albo z kościoła. W przypadku Lizz korzenie zdecydowanie sięgają w to drugie. Zaczynała bowiem w chórze gospel prowadzonym przez swojego ojca pastora. Wiele jej piosenek dotyka właśnie tych duchowych aspektów i relacji z Bogiem. Można powiedzieć, że jest to soul w najczystszej postaci 🙂
Debiutowała w 2003 roku albumem Salt i od tamtej pory koncertuje po całym świecie i wydaje kolejne płyty. Jej nieco folkowy styl, subtelny charakter, ale przede wszystkim niska głęboka melodyjna barwa głosu są jej wyróżnikami. Muzyki, którą tworzy nie znajdziemy w rozgłośniach radiowych, ale każdy jej album zajmował topowe pozycje na liście Billboard Top Contemporary Jazz.
Koncert Lizz Wright w warszawskiej Pradze Centrum
Koncert planowo miał się odbyć w Teatrze Roma, jednak na kilka dni przed imprezą organizator zdecydował się przenieść koncert do industrialnej sali koncertowej w Pradze Centrum. Obawiałam się tej zmiany ze względu na doskonałe nagłośnienie i akustykę Romy, jednak dzięki przeniesieniu koncertu do mniejszej sali nabrał on bardziej kameralnego charakteru.
Lizz rozpoczęła koncert od piosenki Grace i było to tak magiczne, że dałam się ponieść emocjom, a po polikach niemal od razu zaczęły spływać łzy. To były łzy szczęścia, wzruszenia, wyjątkowej chwili. Uśmiechem, magnetycznym wokalem i dobrą energią od razu porwała publiczność do swojego świata. Nikt nie oponował.
Było lirycznie, bluesowo, były fantastyczne solówki gitarzysty Adama Levin’a, ale niesamowite show zrobił utalentowany i utytułowany klawiszowiec Kenny Banks. Były momenty kiedy naprawdę skradł show odpływając solówkami na organach Hammonda robiąc zabawne miny do publiczności i stylówką i ruchami niesamowicie przypominając Raya Charlesa.
Cały koncert opływał w dobrą energię i świetną zabawę tak publiczności jak i całego zespołu. Artyści dwukrotnie powracali na scenę, żeby dograć bisy wołającej i oklaskującej ich publiczności.
Od lat śledzę muzyczne poczynania Lizz Wright, ale po raz pierwszy miałam okazję usłyszeć ją na żywo i doświadczyć jej iście anielskiego głosu. Artystka często wraca do Polski z koncertami, dlatego jeżeli tylko będziecie mieć okazję to zachęcam do wybrania się i doświadczenia tej wspaniałej i niezwykle smacznej muzycznej uczty.